Wracając do śpiewu – u moich kolegów zawsze ceniłem własną osobowość i oryginalność twórczą; nie ma jednej obowiązującej szkoły i jednego szablonu śpiewania, każdy kwiat powinien być inny.
„Bolszoj”, z którym wiąże się cala Pana wielka kariera, stanowił zawsze reprezentacyjną scenę Rosji i Związku Radzieckiego, poddawaną szczególnie pieczołowitemu oglądowi władzy – czy w związku z tym na Pana biografii twórczej odciskały swe piętno także wydarzenia ze świata polityki? Oczywiście! Ale to temat sam w sobie bardzo szeroki, nie chciałbym go tu zbyć zdawkowymi uogólnieniami. W każdym razie przeżyłem wiele. Arię Jontka, skoro tu o tej partii mówiliśmy, śpiewałem i przed Stalinem, który nota bene nie był wcale w dziedzinie muzyki całkowitym profanem.