Na tle dźwięków drewnianej kołatki w rękach lidera zespołu bezgłośnie wyginał się i skręcał w symbolicznym tańcu inny drewniany instrument, złożony z kilkunastu czy kilkudziesięciu mniejszych elementów, a kształtem przypominający ni to węża, ni to dwugłowego ptaka…
Aplauz był duży, a wśród bardzo licznej (niemal tysiąc osób) publiczności znalazł się kwiat moskiewskiej krytyki. A przed filharmonicznymi kasami zaczęły się w kwietniu ustawiać kolejki po abonamenty na sezon 1991/1992. Nikogo tu one nie dziwiły, bo codzienny pejzaż Moskwy, co nasza prasa dostrzega raczej z rzadka, w nie mniejszym, aniżeli mityngi i pogoń za zakupami, stopniu wciąż określają wypełnione teatry, tłumy na wystawach, czytelnicy literatury pięknej nawet w metrze.