Półgodzinne dzieło, otwarcie zwrócone ku wielkiej tradycji, lokujące się w nurcie monumentalnej, o filozoficznym zakroju symfoniki od Brahmsa i Brucknera po Miaskowskiego i Szostakowicza.
Całe ocienione jakimś głuchym, mglistym smutkiem, chwilami nawet bólem, trochę więc przypominające w nastroju ostatnie utwory Sznitkego, choć zarazem stylistycznie tak bardzo od nich różne. Wśród dzieł innych znanych mi twórców uwagę zwrócił Koncert na dwoje skrzypiec i orkiestrę Lwa Kołoduba z Kijowa – syntetyzujący elementy neoromantyczne, neobarokowe i odległe reminiscencje folkloru, ciekawy zwłaszcza w partiach lirycznych, z pięknym w swym cichym skupieniu początkiem i finałem; niebłahą kompozycją okazała się również orkiestrowa suita Dagestan Szirwaniego Czałajewa, gdzie atmosferę kształtowały nie tyle.