I w toku tej lekkiej i dowcipnej, choć niezbyt głębokiej akcji raz po raz wybuchała muzyka – arie koncertowe i operowe Mozarta, wśród nich i dwa zapewne najpiękniejsze duety miłosne świata: LA ci darem la mano i Bei Mdnnern, welche Liebe ftihlen.
Jeśli głośny film Formana Amadeusz ukazywał kontrast między niebiańskimi wyżynami dzieła Mozarta i (bardzo skądinąd wątpliwym) duchowym ubóstwem samego kompozytora, to przedstawienie paryżan było ekspozycją, może zresztą nie do końca przez jego twórców zamierzoną, kontrastu innego: między miłą płytkością otaczającej Mozarta mieszczańskiej codzienności a nagle i niespodziewanie pojawiającą się w tej codzienności jego muzyką ~ idealnym, niewyslowionym pięknem.